Czy ktoś widział kiedyś skuteczną prohibicję? Polemika z narracją o „jednorazówkach”

W artykule opublikowanym na łamach portalu politykazdrowotna.com, opisującym e-papierosy jednorazowe jako „bombę” zdrowotną i ekologiczną, autorzy zwracają uwagę na zagrożenia — i słusznie. Warto jednak spojrzeć szerzej na całość wyrobów nikotynowych, bez systematycznego pomijania (co charakteryzuje moich interlokutorów) najgroźniejszego problemu zdrowia publicznego w Polsce, jakim jest palenie tradycyjnych papierosów, pisze w liście do redakcji Maciej Powroźnik, Prezes Związku Pracodawców Branży Vapingowej.
MATERIAŁ SPONSOROWANY
Autor listu do redakcji odnosi się do artykułu E-papierosy jednorazowe jak bomba ekologiczna i zdrowotna – apel o zakaz sprzedaży.
Poniżej pełna treść listu:
" Otóż (i warto to ciągle przypominać) w naszym kraju nałogowi palenia zwykłych papierosów oddaje się ponad 8 mln dorosłych, niektórzy badacze podają też wielkość 30 proc. dorosłej populacji. I to nie jest Państwa zdaniem problem, z którym należy się mierzyć? Ilości sprzedawanych wyrobów vapingowych nie mieszczą się nawet na jednej skali – 50 mld wypalanych papierosów wobec około 70 mln sztuk e papierosów (niektórzy podają chwytliwą liczbę 100 mln, jednak nie znajduje ona potwierdzenia w oficjalnych danych sprzedażowych).
Naprawdę zakaz sprzedaży jednorazowych e papierosów rozwiąże nam jakikolwiek problem? Poniżej garść argumentów:
- 8 mln dorosłych palaczy zużywa rocznie 50 mld papierosów. Skutki zdrowotne są opłakane, nie widać również jakiegokolwiek systematycznego podejścia ze strony organów państwa do tego problemu, a wyroby vapingowe (przywoływane często przykłady Szwecji czy Nowej Zelandii) mogą być istotnym elementem poprawy kondycji zdrowotnej palaczy.
- Oznacza to również 50 mld niedopałków trafiających do środowiska, zanieczyszczających pola, lasy, ale także wody.
- Palenie zwykłych papierosów w Polsce to wciąż ogromny problem zdrowotny — choroby płuc, nowotwory, choroby układu sercowo-naczyniowego. Wyroby vapingowe (i jest to fakt udowodniony wielokrotnie naukowo, a nie moje widzimisię) są znacząco mniej szkodliwe od zwykłych papierosów, a ich stosowanie znakomicie ułatwia wyjście z nałogu palenia – czy się to komuś podoba czy nie.
- Koszty. Za raportem CASE (link tutaj) podaję, że przychody budżetu z tytułu akcyzy i VAT na wyroby tytoniowe w 2023 roku wyniosły 37,8 mld złotych. Koszty leczenia chorób odtytoniowych, przerw w pracy związanych z paleniem etc. z kolei szacowane są na ponad 90 mld złotych rocznie.
Ekspertyza profesora Fala szacuje, że gdyby połowa palaczy (ok. 4 mln osób) rzuciła palenie przy wsparciu, można by uniknąć 75 tys. przypadków zachorowań rocznie. To wiązałoby się z oszczędnościami w budżecie rzędu 26 mld zł rocznie, z czego 13,97 mld zł to koszty bezpośrednie (leczenia), reszta to koszty pośrednie (link tutaj). Odciąganie Polaków od palenia papierosów wszystkim nam się po prostu opłaca.
Nieletni nie powinni korzystać z jakichkolwiek wyrobów nikotynowych (a nie wyłącznie z produktów do vapingu). Troska o zdrowie tych osób i wyrobienie u nich prawidłowych nawyków z pewnością zasługuje na najwyższą troskę i wsparcie.
Jednak głosiciele tezy o zakazie wyrobów vapingowych nieustannie zapominają o wspomnianej już rzeszy 8 mln naszych rodaków palących zwykłe papierosy. Im należy się chociaż zaproponowanie mniej szkodliwej alternatywy mogącej prowadzić do porzucenia nikotyny, a nam wszystkim oszczędzić na ich ewentualnym leczeniu.
A stosowne zakazy sprzedaży nieletnim takich wyrobów już w Polsce obowiązują, problem leży jednak nie w przepisach, a ich egzekucji. Sprzedający wyroby nikotynowe nieletnim powinni być bezwzględnie karani i od tej zasady nie ma wyjątków.
Argument ekologiczny. -papierosy (w tym jednorazowe) podlegają regulacjom dotyczącym sprzętu elektronicznego i baterii — w szczególności dyrektywom unijnym dotyczącym zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego (WEEE) czy dyrektywie bateryjnej (Battery Directive) i innym regulacjom środowiskowym.
To oznacza, że producent/importer odpowiada za recykling, odbiór odpadów i ograniczenie toksycznych składników. Naprawdę nie widać powodu, dla którego polski ustawodawca miałby robić wyjątek dla jednej tylko kategorii wyrobów, nie tykając się żadnych innych.
Dodam, że w lutym 2027 wchodzi w życie tzw. rozporządzenie bateryjne UE, które zablokuje obrót wyrobami, które mają niewyjmowalną baterię (a więc również jednorazowymi e papierosami). Czyli przepis jest, wystarczy poczekać na jego wejście w życie.
Dodatkowo zachęcam do refleksji co się dzieje z 50 mld niedopałków rocznie, które przecież cudownie nie wyparowują, a wprowadzają do środowiska (np. wód gruntowych) takie substancje, jak resztki nikotyny, metale ciężkie (ołów, kadm, arsen), wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne czy mikroplastik.
Faktyczna prohibicja. W lutym 2025 r. powstała ustawa, w której niektóre wyroby vapingowe (w tym jednorazówki i wkłady, tzw podsy, z wyjątkiem jednego wyrobu jednej firmy tytoniowej, co ciekawe największej) zostały objęte tzw. prohibicyjną stawką akcyzy (dodatkowe 40 zł, razem z VAT 50 zł ekstra do ceny detalicznej).
Mianem „prohibicyjnej” stawkę tę określiło samo Ministerstwo Finansów. Ceny detaliczne poszybowały w kosmos (jednorazówka zamiast uprzednich około 30 zł obecnie kosztuje 100 zł), czego widać liczne dowody w internecie (filmiki pod wspólnym hasłem „widzieliście, co zrobili z ceną jednorazówek?”), więc kwestia została faktycznie rozwiązana. Po co nam kolejny zakaz?
Całkowita prohibicja nigdy i nigdzie nie zdała egzaminu. Minister Marcin Kierwiński stwierdził ostatnio publicznie, że nie jest zwolennikiem odgórnych nakazów i zakazów. Super, bo ja też nie.
Twardy zakaz oddaje praktycznie cały rynek wyrobom czarnorynkowym, a te stanowią istotne ryzyko dla zdrowia konsumenta (nie wie co kupuje), a państwo (nas wszystkich) pozbawia jakichkolwiek wpływów do budżetu (VAT, akcyza, cła).
Jak takie działania się kończą widać chociażby w Australii (wyroby vapingowe dostępne wyłącznie na receptę w aptece), gdzie czarny rynek jest areną regularnych walk o wpływy poszczególnych grup przestępczych. Warto? Nie warto.
Podsumowując – od dłuższego czasu vaping jest postawiony pod pręgierzem przy prawie całkowitym pominięciu tragicznych skutków palenia papierosów (w każdym wymiarze – zdrowia indywidualnego palaczy, zdrowia publicznego czy wpływów budżetowych).
Dzieje się tak pomimo coraz liczniejszych badań naukowych wskazujących jednoznacznie na jego daleko niższą szkodliwość i pozytywne efekty dla zdrowia poprzednio palących tytoń. Wypada też zadać pytanie cui bono, czyli w czyim interesie jest całkowity zakaz jednorazówek (gdy ich los w świetle np. powołanego rozporządzenia bateryjnego i tak jest przesądzony)?
Kto na tym zarobi? Odpowiedź jest oczywista – firmy oferujące wyroby z tytoniu.
I ostatnie pytanie – kto finansuje tego typu kampanie, jak ta firmowana m.in. przez organizację mającą wprawdzie w nazwie słowo „instytut”, ale skrupulatnie pomijającą fakt, że jest to spółka z ograniczoną odpowiedzialnością? Czy takiemu instytutowi chodzi o pochylanie się z troską nad problemami i szukanie ich rozwiązania, czy też może zarabianie pieniędzy (swoją drogą działalność chwalebna, bo dająca ludziom pracę, a budżetowi dochody z danin)? Czy ktoś z Państwa widział kiedyś ubogiego moralistę?".
Aktualizacja: 22/09/2025 17:30
politykazdrowotna